poniedziałek, 18 października 2010

robot wielofunkcyjny

Hmm miły komentarz przypomniał mi o zaniedbanym blogu. Zatem aktualizacja. W kwestiach zasadniczych: jestem już podmiotem, negocjuję warunki wynajmu lokalu, mam księgową, architektkę i ekipę remontową i... chore dziecko. Małżonek nie pomoże- "ma gorący tydzień". Po zaprowadzeniu siąkającej noskiem Z. do przedszkola (bo muszę jakoś pojechać z projektantką do Liroja wybrać kafle) przeczytałam maila od przedszkolnej pani manager apelujący o rozsądek w kwestii przyprowadzania "nie do końca zdrowych" dzieci. Zgadzam się, ale na litość boską- nie rozdwoję się. A może powinnam? Siddhi! Potrzebuje siddhi- mocy magicznych, które posiadają zaawansowani jogini. Przechodzenie przez ucho igielne i takie tam. A ja bym się rozdwoiła. Jedna ja siedzi w domu, troskliwie zajmuje się Z., sprząta, gotuje, pierze, odpisuje na maile, uczy się do środowego egzaminu na prawo jazdy (tak, tak- to już 6 raz!),a druga lata po mieście- spotyka się z architektami, jeździ nauką jazdy, negocjuje umowy, zagląda do kosmetyczki i fryzjera (nawet jogini czasem musi), a wieczorem prowadzi zajęcia i wraca do domu po 22, kiedy Mała śpi. No nic tyle marzeń. A ja nadal czekam na projektantkę i nerwowo obgryzam paznokcie zastanawiając się jakim cudem mam się z nia spotkać, pojeździć po marketach, po 12 odebrać Mała, żeby zdążyć z nią do lekarza, wepchnąć się na wizytę, JAKOŚ wrócić do domu, zrobić obiad, poćwiczyć testy i zebrać się do g.17.00 i do pracy. Puka ktoś...

środa, 21 kwietnia 2010

się dzieje



Uff gorący okres za mną i przede mną. Kolejny, tym razem zupełnie samodzielny warsztat przeszedł do historii. Moi uczniowie jeszcze długo będą wspominać powitania słońca o7 rano na oszronionej trawie :) Joga na sali balowej XVIII wiecznego pałacu także dostarczyła nam niezapomnianych wrażeń. Praca była z założenia na poziomie podstawowym i dlatego 10 osób z 19 to zupełne niemal świeżynki były. Starałam się być dla nich łagodna, ale i tak dostali po ..... Nie ma siły - 8 godz.praktyki w trakcie jednej doby hotelowej musi siać spustoszenie. Any way- wszyscy byli zadowoleni, hotel się podobał, kolacja przy świecach zgodnie z założeniami zadziałała integracyjnie, a ja z miejsca, w którym zawsze odpoczywałam, wyjechałam umęczona ale przeszczęśliwa :)))
Co więcej, echa warsztatu okazały się być bardzo obiecujące- pałac chce wczasów dla zestresowanych (lipiec) i powtórki weekendowej (wrzesień) i dzwonił pan- właściciel niemożebnie wypasionego SPA z okolic Kłodzka, któremu mnie polecono. Też chce jogi i mnie (w sensie zawodowym rzecz jasna:), tylko nie wiem czy joga i ja chcemy pracować dla tego pana. Sądząc po jego www nie mamy wiele wspólnego.
W piątek zasuwam z małżonkiem na warsztat do Krakau. Żabę zostawiamy babci. Nie poszalejemy za wiele, ale zawszeć coś. Napisałam dziś wstępny konspekt comfort yogi i niemal podjęłam decyzję o wynajmie wymarzonej lokalizacji dla mojej szkoły. Sie dzieje, nie ma co. super :)

poniedziałek, 29 marca 2010

personal


Spędziłam intensywne  (Piękny Pies uffff ;) cztery dni w Krakowie na szkoleniu pilates. Tym razem praca koncentrowała się na zagadnieniach treningu personalnego. Pani Szkoleniowiec przyleciała do nas aż z Australii i poprowadziła niesamowicie stymulujące i pouczające zajęcia. Praca "one on one" jest trudna i bardzo zżerająca energetycznie. Uwaga na kliencie na 120%. Analiza postawy, dogłębny wywiad i ścieżka treningowa dopasowana w każdym szczególe do potrzeb, możliwości i celów osoby ćwiczącej. Relacja niemal intymna. To fascynujące i wyczerpujące zarazem. Nauczyłam się fantastycznych  rzeczy tylko, że ...no właśnie- mam takie dwie konstatacje poszkoleniowe:
1. A gdzie ja na grzyba mam prowadzić te wypasione treningi personalne?!
Czy znajdę takiego klienta w moim mieście? Wiem, że moje koleżanki w Krakowa i Warszawy prowadzą takie zajęcia z powodzeniem, ale czy u mnie znajdą się ludzie chcący wydawać przez kilka miesięcy grubą kasę za luksus spotykania się ze mną sam na sam?
2. I druga myśl, którą mam niemal zawsze po dobrym wyjeździe edukacyjnym z wybitnym szkoleniowcem - dalej nic kurde nie wiem! Idę się dalej uczyć!

poniedziałek, 15 marca 2010

comfort yoga


A gdyby tak, zamiast ćwiczyć z zaciśniętymi zębami i z kołaczącymi się w przemęczonym mózgu- mocniej, szybciej,dalej, poszukać praktyki przyjemniej, nieśpiesznej, dającej ciału i umysłowi wygodę. Praktyki domowej roboty, którą można w dowolnej chwili ściągnąć z póki, odkręcić pokrywkę i rozkoszować się jej zapachem i słodyczą. Poszukać ułożeń, w których ciało czuje się dobrze, obszary pozamykane łagodnie się otwierają, miejsca zapomniane na nowo nabierają świadomości, a na usta wypływa łagodny uśmiech Buddy. Comfort yoga dla ciała jak comfort food dla żoładka. Joga dobrego samopoczucia, joga zadowolenia.

środa, 10 marca 2010

perspektywa starej dętki


Wróciłam ze swojego pierwszego warsztatu, tzn.pierwszego własnoręcznie organizowanego.W górach. Daleko. Niebywałe doświadczenie. Zwykle jeżdżę w to magiczne miejsce wypocząć, albo poćwiczyć u kogoś innego. Czuje się tam wspaniale, bo dobra energia aż stamtąd bucha. A tym razem nie mogłam sobie miejsca znaleźć. Pierwszego wieczora zamiast spokojnie siorbać winko w grubego kieliszka, kręciłam się i kręciłam. I wreszcie do mnie dotarło- nie mogę się wyluzować, bo jestem w pracy! Perspektywa mi się zmieniła. Ciągle podświadomie się zamartwiałam- czy im się podoba, czy nie jest za zimno, za ciepło, zbyt intensywnie, za mało intensywnie itp, itd. Naturalnie, po pierwszych perturbacjach związanych z niespodziewanymi opadami śniegu (halo! przecież warsztat był w i o s e n n y! na Dzień Kobiet!)  i kłopotami z dojazdem (mercedes z wyłamanymi na nasypie drzwiami, dżipy zapakowane sprzętem po dach zsuwające się ze zlodowaciałej drogi), wszystko poszło jak z płatka. Moje dziewczyny były zadowolone, chata im się podobała, jedzenie smakowało, praktyka się udała, założenia zrealizowane. Bajka,ale... no właśnie, ale. Już wiem - po własnym warsztacie wraca się do domu będąc wypompowanym jak stara dętka.

wtorek, 2 marca 2010

Stres żrący


Dziecko chore. W zasadzie po raz pierwszy- nie licząc pierwszego miesiąca życia spędzonego w szpitalu :( A ja pomiędzy warsztatami.Wróciłam z jednego (Szczecin) i jadę na własny (hen hen za górami, za lasami). Nie czuję się przygotowana, nie mam głowy, nie mam serca. Żaba dziś cały dzień siedziała mi na kolanach. Musiałyśmy razem oglądać bajeczki, czytać, malować, lepić z modeliny. I tak wielkim nakładem sił budowana wewnętrzna równowaga poszła się....w kosmos bujać. Już wiem dlaczego najwięksi nauczyciele jogi to faceci! Albo kobiety bezdzietne. Nawet jak są wyjątki, to tylko po to żeby potwierdzić regułę. Co mam powiedzieć choremu dziecku, które się do mnie lepi- poczekaj kochanie mamusia musi szukać oświecenia? Cholera, kiedy ja się przygotuję? Czy dobrze robię podając jej antybiotyki? Jak mam jechać kiedy Mała chora? I właśnie tak jogina zżera stres -ergo- jogin też człowiek.

niedziela, 21 lutego 2010

pracuję w...?

Spotkałam się ostatnio z kontrowersyjnym poglądem, że nauczyciele jogi prowadzący lekcje w dużych centrach fitness pracują w... burdelach! Rany boskie! I w dodatku błyskotliwe te słowa wypowiedziała do mojej klientki inna nauczycielka jogi. Opowiedziałam o tym zaprzyjaźnionej redaktorce portalu na temat i bulwersowałyśmy się razem. Na całego. W ciszy własnej sali,we własnej szkole jogi, albo na sali gimnastycznej, po godzinach, nie sztuka być prorokiem. Ale kiedy za ścianą rąbie "muzyka", na siłowni panowie o charakterystycznym kształcie walca ryczą pod wyciskanymi kilogramami, a ja mówię- bądź tu i teraz, wprowadź oddech do brzucha- i grupa potrafi za tym pójść to... to ja przepraszam za nieskromność, ale to jest małe mistrzostwo świata. Wykonuję ten zawód bo go kocham, i choć marzę o własnej sali (i będę ją w końcu mieć), to pracuję z ludźmi TAM gdzie oni są, gdzie chcą uczyć się jogi. Na trawie, w hotelu, w ich domach, u mnie w domu i w klubie fitness. I mam głęboko w ... nosie, jeśli ktoś uważa, że pracuję w burdelu, nazywając mnie tym samym prostytutką. Tak czy siak jestem zawodowcem  i kto wie, kto robi lepszą robotę? ;)
Uff. Już mi lepiej. Wyżaliłam się. Dzięki.